Niezniszczalny

Podpułkownik Krzysztof Przepiórka, eks-Gromowiec, były szef fundacji GROM, o najemnikach, prywatnych armiach, kopalniach diamentów w Afryce, pracy dla Kaddafiego i o tym, czy kobiety mogą być bardziej okrutne niż mężczyźni
Krzysztof Przepiórka GROM
PPŁK KRZYSZTOF PRZEPIÓRKA

(ur. 2 listopada 1958 r.) – emerytowany oficer sił specjalnych Wojska Polskiego. Służył m.in. w I Pułku Specjalnym z Lublińca i w jednostce GROM. Przez 14 lat prezes Fundacji Byłych Żołnierzy Jednostek Specjalnych GROM, obecnie związany z Fundacją Szturman służącą m.in. pomocą psychologiczną i prawną byłym żołnierzom sił specjalnych. Instruktor spadochronowy, instruktor narciarski, instruktor strzelectwa sportowego i obronnego. Projektant systemów bezpieczeństwa w wielu dużych polskich firmach. Właściciel firmy Specaudyt, zajmującej się organizacją audytów bezpieczeństwa oraz szkoleń z zakresu strzelań sytuacyjnych i stresowych. Kocha lotnictwo i sporty ekstremalne.

CKM: W jakim wieku człowiek robi się za stary na wojnę?

Krzysztof Przepiórka: Granica wieku tak naprawdę nie istnieje. Na świecie  za broń chwytają i bardzo młodzi ludzie, niemal dzieci, i starzy, po siedemdziesiątce. Człowiek nigdy nie jest za stary na to, by stanąć w obronie swego gniazda.

CKM: W wojsku siedemdziesięcioletni żołnierz by się nie uchował...

Krzysztof Przepiórka: W naszej armii odchodzi się na emeryturę w wieku 60 lat. Ale nie można generalizować – moi koledzy z Pierwszego Batalionu Szturmowego, w którym miałem honor służyć, mają 58 lat i są znakomitymi spadochroniarzami, świetnymi instruktorami. Dla mnie pozostaną idolami. Skakać w takim wieku i do tego na tak wysokim poziomie – to jest rzecz niezwykła.

CKM: A pan się czuje za stary na wojnę?
Krzysztof Przepiórka: Na szczęście wojny nie ma...  Ja w ogóle nie czuję się staro. Teraz wszystko się zmienia i wiek przestaje mieć aż takie znaczenie.

CKM: To znaczy, że wróciłby pan do armii?
Krzysztof Przepiórka: Wojsko odciska piętno na każdym człowieku. Jeśli się wojsko kocha, a jest  to moja miłość, to na kolanach by się wróciło. Mówię poważnie.

CKM: Co pana ciągnie?

Krzysztof Przepiórka: Gdzieś w nas siedzi instynkt drapieżnika. Poza tym u facetów te pierwotne
instynkty są bardziej rozwinięte niż  u kobiet. Choć jak się kobiety nakręcą,  a widziałem to nieraz na własne oczy,  to potrafią być bardziej okrutne niż faceci. Tylko u nich ten proces przebiega bardzo długo, ale za to jest nieodwracalny (śmiech). Mówię o kobietach biorących udział w walce.

CKM: Kobiety też najmują się do służby?

Krzysztof Przepiórka: Oczywiście! Kobiety są w wojsku wszędzie – od pilota po kierowcę czołgu, strzelca, żołnierza działań specjalnych...  To dobrze. Po pierwsze kobieta, w gronie facetów, hamuje pewne niepotrzebne męskie zapędy. A po drugie kobiety są wielowątkowe. My widzimy szufladę,  one widzą cały pokój. Jestem za tym,  by kobiety były w wojsku, choć nie każde stanowisko będzie dla nich odpowiednie. Kobieta nie powinna być kierowcą czołgu, bo to nie licuje z jej delikatnością!

CKM: A specjalsem może być?

Krzysztof Przepiórka: Jak najbardziej. W działaniach  specjalnych kobiety usypiają czujność przeciwnika, mogą wejść tam, gdzie nie wejdą mężczyźni. Poza tym nierzadko są bardziej sprawne od facetów.

CKM: Libijski dyktator Kaddafi miał oddział specjalny złożony z kobiet...

Krzysztof Przepiórka:  On był ekscentrykiem. W 2010 roku z grupą kolegów szkoliliśmy libijskie grom3.jpgbiuro ochrony. To było kompleksowe zlecenie – zrobiliśmy selekcję, a potem poprowadziliśmy szkolenie, od podstawowego aż po zaawansowane. W drugim turnusie pojechaliśmy z kolegą, żeby już szkolić instruktorów. To było krótko przed arabską wiosną, która zmiotła reżim Kaddafiego.

CKM: Mamy już operatorki w GROM–ie?
Krzysztof Przepiórka: Owszem. Na początku istnienia GROM–u pułkownik Petelicki wezwał mnie, wówczas byłem dowódcą grupy szturmowej w pierwszym oddziale. Dał mi Poloneza 2000, zastępcę i miesiąc na objechanie nim całej Polski – mieliśmy szukać kandydatów o GROM-u. W sumie znaleźliśmy sześćset pięćdziesięciu chętnych. Po testach sprawnościowych i psychologicznych zostało nam 117 osób. Zabraliśmy ich w Bieszczady. I po tym kursie ze 117 osób zostało ledwie 25, w tym dwie kobiety. To był 1992 rok. Mało tego, w gronie wybranych znalazła się kobieta, która przyjechała z psem! Powiedziałem jej, że nikt nie będzie tego psa pilnował, więc ona go nosiła przez cały czas. I przeszła selekcję. Cyborg...

CKM: Trafiła do GROM–u?

Krzysztof Przepiórka: Tak. Była w moim oddziale.

CKM: Jaki wiek jest optymalny dla żołnierza sił specjalnych?
Krzysztof Przepiórka: Najlepszy okres jest między trzydziestką, a czterdziestką. Wtedy żołnierz jest najbardziej wydajny, najlepiej wyszkolony. Dobrze, żeby był żonaty i miał rodzinę. Dlatego, że wtedy różnica między brawurą, a ryzykiem wkalkulowanym w pracę „specjalsa” jest bardzo wyraźna. I tacy ludzie tej granicy nie przekraczają. 

CKM: Mówi pan o opanowaniu – najemnicy z filmu „Niezniszczalni 3” są posunięci w latach, ale nie kojarzą się z opanowaniem, raczej z awanturnictwem. Czy tacy właśnie ludzie najmują się do pracy w prywatnych armiach?
Krzysztof Przepiórka: Po wyjściu z jednostki specjalnej nadal potrzebujemy adrenaliny. To jest narkotyk. Człowiek, który dostawał tak silne dawki adrenaliny przez wiele lat, będzie tego wciąż poszukiwał. Tego się nie zmieni. Jeśli są na rynku firmy gotowe wynajmować takich ludzi, to eks-żołnierz nie zastanawia się długo, tylko przyjmuje ofertę. To pierwsza sprawa. Na dodatek, jeśli w kraju nie ma systemu, w którym wyszkolony specjalista może być wykorzystany, choćby do szkolenia młodszych, to taki człowiek czuje się sfrustrowany i szuka innych możliwości.

CKM: Praca najemnika bywa tak wesoła, jak to pokazują „Niezniszczalni”?
Krzysztof Przepiórka: Myślę, że ta wesołość to pewnego rodzaju odreagowanie. Bierzmy jednak pod uwagę, że ten film jest przerysowany, choć oczywiście nie można być wiecznie smutnym. Ludzie odreagowują stres  w różny sposób, idąc w alkohol, narkotyki – albo poprzez sport czy żarty. To jest  jeden z elementów pracy najemnika, choć trochę przerysowany.

CKM: Gdyby musiał pan wybrać któregoś z „Niezniszczalnych” do oddziału specjalnego, kto by to był? Napakowany Arnold? Skupiony Jet Li? Wielkolud Lundgren? Wyżyłowany Statham?
Krzysztof Przepiórka: Pokutuje przekonanie, że specjalsi  to są „mięśniaki”... To nieprawda. Jeśli miałbym kogoś brać do teamu, wziąłbym osobę wysportowaną, zwinną, gibką i małomówną, taką u której widać, że skupienie na zadaniu jest u niej w głowie, a nie w mięśniach. Oczywiście, musi być pewien automatyzm wykonywanych czynności, ale głowa jest najważniejsza. To tam siedzi wszystko. Kiedyś ktoś mądry powiedział, że kluczową rzeczą w doborze żołnierzy jest znalezienie człowieka, który ma serce do walki, ale nie ma duszy zająca. Znam mnóstwo takich ludzi – wysportowanych, napakowanych, ale w ważnych chwilach ta dusza zająca się u nich odzywa... I po to właśnie jest proces selekcyjny do tego typu przedsięwzięć.

CKM: No to już widzę, że zabierałby pan pułkownik Jeta Li i Jasona Stathama, bo małomówni, skupieni i nie są mięśniakami...
Krzysztof Przepiórka: No właśnie, ten Jet Li niewiele mówi, nie jest typem „pistoleta”, wydaje się  skupiony, na tyle na ile jest to możliwe w takim filmie.

CKM: Ekipa z „Niezniszczalnych” kojarzy się z najemnikami dawnej ery żyjącymi na krawędzi, zwariowanymi...  A dzisiaj żyjemy w innym świecie - zamiast psów wojny mamy prywatne armie będące globalnymi korporacjami wojskowymi. Co się zmieniło?
Krzysztof Przepiórka: Kluczowa jest odpowiedź na pytanie, dlaczego zatrudnia się takie firmy jak  Blackwater czy Dynacorps? Ano dlatego, że śmierć żołnierza ma ogromny wydźwięk medialny – bo żołnierz nie jest anonimowy. Tymczasem kontraktor jest anonimowy – to przedstawiciel firmy, który wypełnia kontrakt. Jeśli zginie, media tego nie nagłośnią. Żyjemy w społeczeństwie informacyjnym, przekaz wiadomości odbywa się w czasie rzeczywistym. Lepiej zapłacić  firmie, może trochę więcej, ale mieć  spokojną głowę – mówię o politykach.

CKM: Wyobraża sobie pan sytuację, w której państwo, zamiast budować jednostki takie jak GROM, korzysta z usług firm, które dostarczają im podobne rozwiązania – i wystawiają fakturę? Czy taka wizja może się ziścić?

Krzysztof Przepiórka: Ona już się spełnia. Dostawałem pro-pozycje, by udać się do kilku krajów Afryki środkowej i stworzyć tam oddziały, które chroniłyby kopalnie cennych surowców.

CKM: Innymi słowy – by stworzyć prywatną armię...
Krzysztof Przepiórka: W Afryce rzeczywistość często wygląda tak – ktoś wygrał wybory, ale armia ma dwa czołgi i kilkanaście pistoletów. No i co zrobić? Zleceniodawcy są gotowi płacić, ale działkami, na których można wydobywać diamenty czy złoto. A ich  ziemie otaczają kraje poniekąd bandyckie,  w których rządzą agresywni watażkowie...

CKM: Zdecydował się pan na taką misję?
Krzysztof Przepiórka: Nie. Po pierwsze – mam tu w Polsce sporo do zrobienia, po drugie – pieniądz nie jest najważniejszy. Mam dość adrenaliny tutaj, w kraju (śmiech).

CKM: Ale ktoś pewnie podjął tę ofertę...
Krzysztof Przepiórka: Z całą pewnością. Zresztą w Afryce bardzo aktywni są Chińczycy. Państwu chińskiemu bardzo zależy, by przejąć kontrolę nad tamtejszymi surowcami. Swoje interesy realizują tam też Francuzi, bo Afryka to w dużym stopniu byłe kolonie francuskie. Do tego dochodzą jeszcze Amerykanie, Brytyjczycy – no i Rosjanie.

CKM: Z pana słów wynika, że dla psów wojny takich jak ekipa z „Niezniszczalnych” nadal jest dużo pracy na świecie.
Krzysztof Przepiórka: Zapewniam, że roboty nadal jest bardzo dużo. To jest wręcz nie do przerobienia.

CKM: Która nacja lubi szczególnie taką robotę? Kiedyś byli to żołnierze z RPA.
Krzysztof Przepiórka: Geografię wyznaczają pieniądze. Jeśli jest prosta praca do wykonania, można ją zrobić tanio. Natomiast jeśli potrzeba chirurgicznego cięcia, wtedy niezbędni są wyspecjalizowani chirurdzy – czyli specjalsi. I muszą to być dobrze wyszkoleni, dobrze wyposażeni ludzie – i do tego świetnie opłacani. Żołnierze z krajów wschodnich – Bułgarzy, Ukraińcy, Białorusini – są trzy razy tańsi niż Brytyjczycy, Polacy czy żołnierze z RPA, którzy są bardzo aktywni na tym rynku.

CKM: Wojna stała się dobrym biznesem?
Krzysztof Przepiórka: Wojna zawsze była dobrym biznesem. Skoki technologiczne w naszej cywilizacji zawsze miały związek z wojnami. Wszystkie kraje, które mają dobrą technologię wojenną, dobrze radzą sobie też na innych polach. Mówię to z przykrością – ale tak.

CKM: A najemnicy? Wracają z wojen jako bogaci ludzie?
Krzysztof Przepiórka: Nie. Chyba, że jest się szefem takiej firmy jak Blackwater (śmiech). Wspominałem o umiłowaniu tego fachu. Jeśli się to kocha, to nie liczy się na kasę. Co mi po pieniądzach, jeśli urwie mi nogę albo stracę życie? Ja chcę żyć, jak każdy. Trzeba to po prostu lubić. Kochać.

CKM: Kochacie swoją pracę, ale nie  chcecie o niej opowiadać. Istnieje jakaś umowa między GROM-owcami  dotycząca tego, kiedy zaczniecie ujawniać kulisy operacji, w których braliście udział?

Krzysztof Przepiórka: Podpisywaliśmy dokument, że tajemnic nie będziemy zdradzać. To znaczy,  że nie będziemy mówić o taktyce i technice działania. W książkach o GROM–ie opisywane są rzeczy ogólnie znane, tam nie ma nic o sposobie działania jednostki. Każdy chciałby zostawić coś po sobie,  jakąś książkę, to zrozumiałe. Natomiast nie może być czegoś takiego jak w przypadku amerykańskich żołnierzy, którzy opisują operacje, w których brali udział. Opowiadanie o tym, co się zrobiło i kogo się zabiło nie jest w stylu specjalsów!

CKM: W USA jest. SEAL–si piszą książki, w których dokładnie grom2.jpgopisują najtajniejsze operacje...

Krzysztof Przepiórka: No niestety. Nie mogę tego zrozumieć. Pewne rzeczy mogą ujrzeć światło dzienne, ale resztę zachowujemy dla siebie. Im mniej wyjdzie na zewnątrz, tym lepiej. Terroryści nie są idiotami! Obserwują działania sił specjalnych i uczą się od nas taktyki. A my tymczasem bardzo staramy się urealnić wszystko, nawet takie filmy jak „Niezniszczalni”.

CKM: Skoro o terrorystach mowa – jak przyjął pan informację, że Polska będzie musiała zapłacić odszkodowanie osobom przetrzymywanym przez amerykańskie służby w ośrodku w Kiejkutach?
Krzysztof Przepiórka:
To niebywała sytuacja. Chcę jasno powiedzieć – ten, kto epatuje śmiercią niewinnych ludzi, jest ludzkim chwastem. Bo nawet najbardziej okrutne zwierzę  zabija tylko wtedy, gdy jest głodne lub zagrożone. Chwasty są również wśród nas i trzeba je wyplenić bez prawa odrodzenia. Takimi chwastami są terroryści.

CKM: Specjalsi żyją w komiksowym świecie, w którym raz na jakiś czas muszą gdzieś pojechać, żeby dobro zatriumfowało? Tak o sobie myślicie?
Krzysztof Przepiórka: Każdy z nas jest żołnierzem, jesteśmy od wykonywania rozkazów. Mamy swoje poglądy, ale najważniejszy jest rozkaz. Dla żołnierza sprawa jest prosta. „Jadę tam żeby robić porządek”. W moim pojęciu ten porządek polega na tym, że dobro jest wyraźnie oddzielone od zła.

CKM: Pan chciał od zawsze być w wojsku?

Krzysztof Przepiórka: Zawsze.

CKM: Rodzinne tradycje?
Krzysztof Przepiórka: Tak. Mój ojciec był oficerem.  Wychowywałem się na wsi, było nas sporo w domu. Już wtedy koledzy wołali na mnie „WSW”, bo ojciec chodził w czapce z białym otokiem. Od początku wiedziałem,   że chcę być w wojsku. Kończyłem mundurową szkołę średnią, tak zwaną śródlądówkę. A później była szkoła chorążych w Elblągu, szkoła oficerska wojsk zmechanizowanych – i całe życie zawodowe w siłach specjalnych.

CKM: Był pan jednym z „ojców założycieli” GROM–u.

Krzysztof Przepiórka: Pułkownik Petelicki zaczął od stworzenia zalążka sztabowego, operacyjnego jednostki, ale to my, sześciu żołnierzy z 1. batalionu szturmowego z Lublińca, weszliśmy w skład pierwszej jednostki operacyjnej GROM. Moja przygoda z wojskiem zaczęła się jednak nieco inaczej  – jestem z zawodu marynarzem, więc dostałem bilet do marynarki. Przeraziła mnie perspektywa trzech lat w wojsku, bo tyle wówczas trwała służba w marynarce i postanowiłem startować do szkoły wojskowej. Tam naszymi dowódcami grup byli kadeci z plutonu specjalnego, w czerwonych beretach. Tak mi się te berety spodobały, że postanowiłem dostać się do szkoły chorążych wojsk zmechanizowanych w Elblągu. Potem był batalion szturmowy w Dziwnowie i jednostka specjalna komandosów w Lublińcu. Aż w końcu – GROM.

CKM: Co by było, gdyby pan jednak wybrał ten bilet do marynarki?
Krzysztof Przepiórka: Byłoby zupełnie inaczej. Ale nie ma co wracać do przeszłości, trzeba patrzeć do przodu. Jak się wraca do przeszłości, to człowiek zaczyna myśleć, czy coś mógł zrobić lepiej. A to nie ma sensu, zrobiłem najlepiej jak mogłem.

CKM: A do Blackwater się pan wybierał, żeby popracować jako najemnik?
Krzysztof Przepiórka: Nie. Byłem zajęty pracą w Fundacji GROM i nie było takiej opcji, za dużo roboty miałem w kraju. Na coś się trzeba zdecydować.

CKM: A były propozycje?
Krzysztof Przepiórka: Oczywiście, że były.

Wywiad pochodzi z magazynu CKM 09/2014

Dodał(a): Rozmawiał: Andrzej Chojnowski Wtorek 02.12.2014