Legia pany!

Jarosław służył w Legii Cudzoziemskiej 10 lat. Dziś ten podoficer słynnej francuskiej jednostki podzieli się w tobą wiedzą na jej temat, bo to nie jest zwykłe wojsko.
Legia Cudzoziemska
CKM: Ponoć dziś dostanie się do Legii to bułka z masłem...

Jarek.: Nieprawda. Co prawda ja zaciągnąłem się w 1991 r. i wówczas na jedno miejsce przypadało 20 osób... Taka była sytuacja polityczna: rozpadał się blok socjalistyczny, więc do Legii ciągnęło mnóstwo obywateli państw postkomunistycznych. Dziś może chętnych jest mniej, lecz kandydatów naprawdę nie brakuje. Legia to stosunkowo niewielka (stale ok. 7500 żołnierzy) i naprawdę elitarna jednostka bojowa. Większość kandydatów odpada już na pierwszym etapie – podczas czterodniowej wstępnej sekcji, przeprowadzanej w punktach werbunkowych na terenie Francji.


CKM: A jednak słyszy się, że poziom wyszkolenia komandosów z Legii jest mocno przereklamowany...
Jarek: Oczywiście wiem, że po tym co powiem, znajdą się malkontenci zarzucający mi brak obiektywizmu. Lecz sugeruję odwołanie się go logiki: przy dużej liczbie kandydatów można w nich wręcz przebierać. I wybierać wyłącznie najlepszych. Jeśli wziąć pod uwagę niezły budżet tej jednostki oraz małą liczebność żołnierzy, to można ich naprawdę świetnie wyposażyć i wyszkolić, prawda? Podam tylko jeden przykład z czasów mojej służby: afrykański Gabon, dżungla, wspólne ćwiczenia z elitarną jednostką amerykańskich Rangersów. Każdy, kto widziałby, jak owe Zielone Diabły w trakcie morderczego marszu słaniają się na nogach, nie mogą nadążyć i porzucają ciążący im sprzęt, sam odpowiedziałby sobie na pytanie, jak wyszkoleni są komandosi Legii.

CKM: Motto „Maszeruj albo giń” często staje się w Legii rzeczywistością?
Jarek: Bywa... Jako Legionista dwa lata spędziłem w afrykańskim Djibouti. Prawdziwe piekło na ziemi! W lecie nikogo nie dziwią temperatury zbliżające się do 70 °C. Ale nawet wówczas nie było taryfy ulgowej podczas wielogodzinnych ćwiczeń z pełnym ekwipunkiem. Pamiętam Polaka, który w czasie mojej służby zmarł na zawał serca w trakcie marszu. A takich przypadków było naprawdę mnóstwo. Naprawdę, najtwardsi żołnierze padali jak muchy.

CKM: Jakie jeszcze miejsce było straszne?

Jarek: Prześledźmy po kolei moje misje z 10 lat służby: najpierw, w 1991 r., Sarajewo w byłej Jugosławii, później wspominane już Djibouti, Gabon, Kongo, Czad, znów Gabon i w 2001 r. ponownie eks-Jugosławia, tym razem Mostar. Jeśli zastanowić się, najbardziej niebezpiecznie było w Sarajewie. Regularne walki, pociski wciąż spadające na głowę. Pamiętam zwłaszcza ostrzał moździerzowy chorwackiej artylerii – walili wprost w nasze pozycje. Do dziś nie wiem, czy celowo, czy mieli aż tak złych artylerzystów i coś im się pomyliło. Jeden z Legionistów zginął, inny – Polak – stracił nogę. Najbardziej frustrowało to, że jako siły ONZ mieliśmy mocno związane ręce, w zdecydowanej większości przypadków nie mogliśmy nawet odpowiadać ogniem. Dostawaliśmy na to zgodę w naprawdę wyjątkowych przypadkach. A wówczas atakujący tego żałowali. Przekonywali się, że kto mieczem wojuje, od miecza ginie.

CKM: A co z kolejnym mitem, mówiącym, że do Legii zgłaszają się najgorsi kryminaliści, uciekając przed długimi wyrokami w swoich krajach?
Jarek: To oczywiście kolejna bzdura. Takie coś już od bardzo dawna nie przechodzi. Podczas rekrutacji prześwietla się kartoteki kandydatów (przy pomocy lokalnych policji oraz Interpolu). Nie da się wstąpić do Legii i uciec od, powiedzmy, sprawy karnej za gwałt czy morderstwo. Wychodzi to jedynie z mniejszymi grzeszkami. Jakimi? Teoretycznie można uciec np. przed płaceniem alimentów. Ułatwia to pewien kruczek: wstępując do tej jednostki żołnierz może oficjalnie zmienić sobie tożsamość, imię i nazwisko. I nie pyta się go, dlaczego to robi.

CKM: A jak ma się sprawa z odpowiedzialnością karną za służbę w obcej armii?
Jarek: Stosunkowo niedawno zmieniły się przepisy i za zgodą MSWiA można legalnie wstąpić do obcej armii, w tym oczywiście także Legii Cudzoziemskiej. Wcześniej trafiało groziło za to w Polsce więzienie. Przynajmniej w teorii, bo po pierwsze: władze francuskie pilnie strzegą informacji na temat Legionistów (więc np. polska policja nie miała dostępu do danych na temat Polaków służących w tej jednostce). Po drugie: nawet jeśli ktoś bardzo się postarał, aby wpaść w ten sposób (a były takie nieliczne przypadki), kończyło się raczej na jakichś wyrokach w zawieszeniu. Do tego pamiętajmy, że po trzech latach służby w Legii można otrzymać francuskie obywatelstwo.

CKM: I upić się z tej okazji francuskim winem?
Jarek: W Legii jest naprawdę swobodny dostęp do alkoholu. Jakieś piwo przed obiadem w koszarach? Proszę bardzo. A do samego obiadu jakieś wino? Nie ma sprawy. Kto ma ochotę, może pić. Przełożeni zakładają, że jesteśmy odpowiedzialnymi żołnierzami i każdy wie, na co może sobie pozwolić. Pij, byleby nie przeszkadzało ci to później w wykonywaniu obowiązków.

CKM: Jakie są inne plusy służenia w tej jednostce?
Jarek: Na pewno to, że mundur i kepi Legionisty działa na kobiety wręcz obłędnie. Gwarantuję! Pamiętam, jak pewnego dnia przylecieliśmy do Paryża na wielką paradę. Najpierw chodziliśmy ubrani w cywilne stroje. Jednak później zobaczyliśmy jak Francuzki szaleją na punkcie Legionistów i po paradzie absolutnie nikt nie zakładał już cywilnych ciuchów. Okazało się, że w takim mundurze można wręcz przebierać w panienkach. Czasem wręcz trudno nadążyć.

CKM: Czy Franek Dolas z filmów "Jak rozpętałem II Wojnę Światową" to równy gość?
Jarek: Oczywiście! W końcu Franek też trafił do Legii Cudzoziemskiej. A każdy, kto tam służył, jest moim towarzyszem. Chociaż zakończyłem służbę już ponad dekadę temu, to Legionistą będę do końca życia!

Dodał(a): Wong Pythong Piątek 27.01.2012