Dmuchana armia Rosji

Nadmuchiwane czołgi, myśliwce, wyrzutnie rakiet, a nawet same rakiety – takim arsenałem dozbraja się armia rosyjska w narastającym konflikcie z resztą świata. Firmy które produkują pompowane zamki i zjeżdżalnie dla dzieci, mają złoty okres dzięki zamówieniom rządowym.
210.JPG

Ale pompowane atrapy pojazdów bojowych to nie wymysł Putina. Drewniane czy metalowe imitacje czołgów stosowano już podczas I Wojny Światowej. Ale wtedy nie było internetu i takie wieści nie rozchodziły się z prędkością Mig-a. Teraz – póki co – możesz przeglądać oferty ze zdjęciami proponowanego „uzbrojenia” na stronach producentów. Póki co, bo gdy naczelny wódz Rosji zobaczy, że newsy o tym rozchodzą się po sieci viralowo, zapewne wezwie do siebie na rozmowy prezesów tych firm, by pokazać im prawdziwą broń z bliska...

Serwis rusbal.ru nie chwali się swoją działalnością, a na pierwszy rzut oka wygląda jakby specjalizowali się w produkcji balonów, specjalistycznych namiotów i dmuchanych „pomników”. Jednak w rozmowie z DailyMail dyrektorka fabryki i zarazem córka założyciela firmy Maria Oparina mówi, że liczba zamówień od zeszłego roku strzeliła w górę niczym Katiusza.

Atrapy produkowane przez Rusbal możesz pomylić z odległości nawet 300 metrów. To wystarczy, by oszukać szpiegowskie satelity i samoloty zwiadowcze. Z nieba będą wyglądały jak prawdziwe. Do tego napełniane są gorącym powietrzem, więc w obiektywach kamer termowizyjnych wyglądają jak jednostki gotowe do startu lub już operujące.



I tak na przykład imitacja popularnego czołgu T-80 waży 70 kilogramów i kosztuje 63,5 tysiąca złotych. W realu ten kolos osiąga masę nawet 46 ton, a koszt jednego to jakieś 20 milionów złotych – według oficjalnych danych transakcyjnych z 1992 roku, kiedy to Wielka Brytania kupiła kilka sztuk, by je rozłożyć na czynniki pierwsze i znaleźć słabe punkty.
W ofercie firm są także m.in. dmuchane Migi-31 czy systemy przeciwrakietowe S300. Ale mogą wyprodukować praktycznie każdy element uzbrojenia. Łącznie z żołnierzami.

Wojna mistyfikacji to nie nowość. Podczas I Wojny Światowej sztuczne czołgi ciągane były po polach końmi, by po ilości śladów gąsienic imitować ich mnogość. Niekiedy pola uprawne „przyozdabiano” tak, by przypominały lotniska i bazy wojskowe, co odwracało uwagę wroga od prawdziwego celu. Przebieranie drzew, krzewów, strachów na wróble za żołnierzy, to numery stare jak pierwsze krwawe potyczki zbiorowe.

Wychodzi na to, że do walki z armią rosyjską wystarczą krawcowe, którym można odpowiednio przemontować starego Singera (taka maszyna do szycia, na której stopce bujałeś się pewnie za dzieciaka) i wyposażyć w dużą ilość magazynków z igłami.






Dodał(a): Paweł Jaśkowski / fot.: rusdecoy.com Piątek 21.10.2016