Antysystemowcy - poznaj ludzi, którzy pokazali środkowe palce państwu i światu

U nas Paweł Kukiz wypowiedział wojnę systemowi i... wszedł ze swoimi ludźmi do Sejmu. Nie tylko on dał radę – poznaj innych ludzi, którzy pokazali środkowy palec państwu i światu. Artykuł ukazał się w magazynie CKM nr 10/2015.

iStock-667403490.jpg


Wyrzutki, banici, buntownicy, którzy wyrwali się spod władzy systemu – takich ludzi jest na świecie całkiem sporo. Niektórzy zakładają mikropaństewka i wysuwają roszczenia do złóż naturalnych w Antarktyce, inni tworzą wirtualne systemy walutowe poza jakąkolwiek kontrolą państwa. Jeszcze inni skrywają swoją tożsamość albo po prostu rozpływają się bez śladu. Wariaci? Szaleńcy? Przestępcy? Geniusze? Z każdej kategorii wzięliśmy po kilku i zestawiliśmy listę najbardziej zagadkowych osób na Ziemi.

John McAfee
To nazwisko zna każdy użytkownik pecetów. McAfee Security to jeden z najpopularniejszych antywirusów na świecie. Program stworzył John McAfee, Szkot wychowany na południu USA, informatyk, geniusz, inwestor, milioner – i zarazem totalny świr, którego autodestrukcyjne zachowania zdradzają początki obłędu.

McAfee działa w biznesie informatycznym od początku lat 80. i był jednym z ojców rewolucji komputerowej, która wydarzyła się w kalifornijskiej Dolinie Krzemowej. W okolicy roku 2009 sprzedał jednak niemal wszystko, co miał (albo inaczej – to, co z wartej sto milionów dolarów fortuny zostało mu po krachu finansowym) 
i przeniósł się do dżungli w Belize. Kupił tam kawał lasu tropikalnego pośrodku niczego i postanowił produkować… pozyskiwane z roślin leki o działaniu antybiotykowym. W wolnych chwilach od pracy nad cudownym lekiem John zajmował się poszukiwaniem zaginionych miast Majów, wałęsaniem po najgorszych spelunach Belize i dogadzaniem swojej siedemnastoletniej kochance.

Nie brzmi to jak opis życia typowego milionera-emeryta, ale John nigdy nie był typowy. Mówimy o wytatuowanym staruszku z farbowanymi na blond włosami, który w młodości przepuścił przez swój organizm więcej kokainy i LSD niż cała publiczność na Woodstocku. Pobyt McAfee’ego w Belize skończył się dla niego fatalnie – w 2012 roku jego nastoletnia kochanka próbowała go zastrzelić i okraść. Strzeliła do niego gdy spał, ale spudłowała. To nie był koniec kłopotów. Lokalne władze podejrzewały go o produkcję narkotyków i zabójstwo sąsiada, więc McAfee uciekł do Gwatemali i popadł w jeszcze głębszą 
paranoję. Dzisiaj znowu jest w USA dokąd deportowały go władze gwatemalskie, ale mimo siedemdziesiątki na karku żyje jak gwiazda rocka – albo jak człowiek na granicy obłędu, sam wybierz wersję, która bardziej ci odpowiada.

iStock-483689999.jpg
Satoshi Nakamoto
Jak na sprawcę największej finansowej rewolucji XXI wieku, wiadomo o nim bardzo niewiele. Twórca wirtualnej waluty bitcoin nigdy nie pozwolił światu poznać swojej tożsamości i na dobrą sprawę nie wiadomo o nim nic. Poza jednym faktem: można z niemal stuprocentową pewnością założyć, że jest wybitnym matematykiem, być może wręcz geniuszem. Bo tylko geniusz był w stanie wymyślić i wcielić w życie kompletny projekt wirtualnej waluty nazwanej bitcoin, istniejącego tylko w sieci pieniądza, który funkcjonuje bez udziału jakiegokolwiek banku centralnego (czy banku w ogóle). Mało tego – transakcje przy pomocy bitcoina pozwalają ich uczestnikom zachować pełną anonimowość, a to pozwala płacić tą walutą za wszystkie nielegalne towary i usługi tego świata.

Skąd wiadomo, że to on? Człowiek podpisujący się jako Satoshi Nakamoto w 2008 roku opublikował artykuł, w którym precyzyjnie opisał schemat działania kryptowaluty, a rok później puścił w obieg pierwszych pięćdziesiąt bitcoinów. Co stało się z nim potem? Nie wiadomo, bo kilka lat później zamieścił w sieci informację, że przestaje angażować się w rozwój bitcoina i zamierza poświęcić się innym projektom – po czym słuch po nim zaginął.

Kim jest ten geniusz? Z pozostawionych przez niego śladów w sieci wynika, że ma ok. 40 lat i mieszka w Japonii, ale nie brak dowodów na to, że jest zupełnie inaczej –  Satoshi używa bowiem perfekcyjnego angielskiego, a przeanalizowane przez jego tropicieli pory publikacji postów na forach internetowych sugerują, że może mieszkać na wschodnim 
wybrzeżu USA. Z postacią twórcy bitcoina próbowano łączyć wiele osób ze świata matematyki i informatyki, ale jak dotąd bez skutku. Na dobrą sprawę wiadomo tylko tyle, że osoba używająca pseudonimu „Satoshi Nakamoto” zgromadziła w bitcoinach równe ćwierć miliarda dolarów.

Edward Snowden
Najsłynniejszy uciekinier XXI wieku, emigrant nowej ery, agent pracujący dla Narodowej Agencji Bezpieczeństwa USA, który stał się banitą z własnej woli. W 2013 roku Ed wyciął meganumer najpotężniejszemu mocarstwu świata ujawniając sekrety tajnych amerykańskich programów szpiegowskich, a następnie spierdolił poza jurysdykcję swojej ojczyzny. Gdyby spierdolił sam – to byłoby pół biedy. Kłopot w tym, że zabrał ze sobą blisko dwieście tysięcy supertajnych dokumentów poświadczających nielegalne działania amerykańskich służb wywiadowczych, przede wszystkim Narodowej Agencji Bezpieczeństwa koordynującej wywiad elektroniczny. Dzięki niemu świat dowiedział się, że NSA podsłuchuje wszystko i wszystkich, nie wyłączając przywódców najpotężniejszych państw świata, jak Angela Merkel czy David Cameron.

Od momentu ujawnienia tych rewelacji Edward Snowden, człowiek nazywany przez współpracowników z NSA geniuszem nad geniusze, stał się wrogiem publicznym w Ameryce i jednym z najbardziej poszukiwanych ludzi na świecie. Władze w Waszyngtonie chciałyby dorwać Eda i osądzić go za zdradę. Kłopot w tym, że on nie daje się złapać. Po ucieczce z dokumentami z hawajskiego biura NSA w lipcu 2013 roku i krótkim pobycie w Hongkongu Ed od dwóch lat przebywa w Rosji. Postój tam miał być chwilowy, bo docelowo Ed miał lecieć do Ekwadoru, ale w międzyczasie władze USA pozbawiły go paszportu, więc stał się bezpaństwowcem na łasce Władimira Putina. Przypadek? Snowden zapewnia, że komplet dokumentów wyniesionych z NSA przekazał zaufanym dziennikarzom i nie posiada żadnej kopii, więc Rosjanie nic nie zyskują przetrzymując go w Moskwie. Amerykanie są nieugięci 
i chcą mieć go z powrotem, Putin zwleka z decyzją – a Snowden zarabia na życie wystąpieniami, za które kasuje po dziesięć tysięcy dolarów.

Cliven Bundy
Ameryki można nie znosić za masę rzeczy, zaczynając od George’a W. Busha, Dicka Chenneya i więzienia CIA w Starych Kiejkutach. Ale jedno trzeba przyznać: Amerykanie nie mają sobie równych jeśli chodzi o nieufność do władzy federalnej i urzędników mówiących im jak powinni żyć. A w tej dziedzinie trudno o większego gieroja niż Cliven Bundy, ranczer z Nevady od 20 lat walczący (niekiedy z bronią w ręku) przeciw opresyjnemu państwu.

69-letni dzisiaj Bundy 
wyznaje bardzo prosty światopogląd: rząd w Waszyngtonie ma w dupie, podobnie jak prawa stanowione przez Kongres. Uznaje tylko przepisy władz stanu Nevada, w którym mieszka 
i hoduje bydło, więc nie zamierza się przejmować jakimikolwiek federalnymi roszczeniami do pastwisk w Nevadzie. Władze w Waszyngtonie mają w tej sprawie inne zdanie i żądają 
od rodziny Bundych zapłaty za nielegalne korzystanie z „federalnych” pastwisk. Całą sprawę można by potraktować jako mało istotny spór rolnika z państwem – tyle, że gdy w Ameryce państwo próbuje do czegoś zmusić obywateli, ci sięgają po broń. Od dwudziestu lat okolice miasteczka Bunkerville na południu stanu Nevada to de facto teren rebelii, a w kwietniu 2014 roku, gdy policja próbowała siłą zająć sporny teren, doszło niemal do zbrojnej konfrontacji – obie strony zaczęły celować do siebie z broni. Problem do dzisiaj pozostaje nierozwiązany, a Cliven Bundy stał się bohaterem wszystkich walczących z opresyjnym państwem – z których w USA można by zbudować solidną armię.

Ross Ulbricht
To mogła być historia kryminalna z happy endem i gotowy materiał na dobry film, ale czasami coś, co wydaje się perfekcyjnie zaplanowane, zaczyna sypać się przez głupotę, chciwość 
– lub obie rzeczy naraz. Ross Ulbricht, 29–latek z Austin w Teksasie, przez najbliższych 99 lat nie zbliży się do żadnego komputera, bo odsiaduje wyrok dożywocia bez możliwości przedterminowego zwolnienia. Powód? Zdaniem sądu to on stworzył sklep internetowy Silk Road, anonimową platformę handlową pozwalającą swobodnie obracać narkotykami, 
fałszywymi dokumentami czy bronią – i płacić za te przyjemności bitcoinami. Ross stworzył genialnie proste narzędzie korzystające z zapewniającej anonimowość wirtualnej sieci komputerowej TOR. Dzięki niemu tysiące ludzi miały pewne źródło zaopatrzenia w narkotyki, a Ross stałe źródło dochodów, dzięki któremu w kilka lat zbudował milionową fortunę. Przez dłuższy czas wydawało się, że „Dread Pirate Robert”, bo takiej ksywki używał w sieci Ulbricht, jest materiałem na przywódcę półświatka nowej ery – żyjącego i zarabiającego w internecie, poza jakąkolwiek kontrolą państwa. Ross nie był jednak ani dobrym programistą ani tym bardziej mistrzem kamuflażu.

Od chwili powstania Silk Road w 2011 roku FBI obserwowało ten serwis szukając tropów prowadzących do jego twórców. Agenci nie pracowali długo – Ross zostawiał mnóstwo śladów w tzw. clearnecie (czyli zwyczajnym internecie, takim z którego korzystasz na co dzień). Po dwóch latach śledztwa Dread Pirate Robert został aresztowany i oskarżony o handel narkotykami, hacking i pranie brudnych pieniędzy, co skończyło się przykładnym wyrokiem dożywocia. Przykład jednak nie działa – po zamknięciu Silk Road pojawiło się wiele bliźniaczych serwisów oferujących te same towary – tyle, że ich twórcy jak na razie lepiej radzą sobie z zacieraniem śladów po sobie.

Cody Wilson
Tego 27–latka prestiżowy magazyn „Wired” umieścił na liście najgroźniejszych ludzi w internecie. Cody, południowiec z Arkansas mieszkający obecnie w Teksasie (zabójcza kombinacja) solidnie zapracował na ten tytuł. Jako zwolennik swobodnego dostępu do broni i wolnorynkowy anarchista, trzy lata temu opublikował w sieci plan zbudowania pistoletu Liberator – dzięki któremu każdy mógł wydrukować tę broń niemal w całości na byle drukarce 3D. Producenci drukarek wpadli w szał, a urzędnicy federalni w przerażenie, ale broń została wydrukowana oraz przetestowana przez Wilsona, a wideo z tej próby trafiło na Youtube. 


Liberator przetrwał wprawdzie tylko sześć strzałów, po czym się rozpadł, ale jeśli wyobrazisz sobie, że jedno celne trafienie wystarczyłoby do zabicia Adolfa Hitlera w 1923 roku, to zrozumiesz, dlaczego Cody Wilson, wraz z założoną przez niego firmą Defense Distributed, znalazł się na celowniku rządu USA (którego, nota bene, generalnie on nie uznaje). Projekt Liberatora nadal jest dostępny w sieci, ale Cody poszedł o krok dalej. Jego najnowszy pomysł to Ghost Runner, domowa frezarka dzięki której każdy będzie mógł zbudować komorę zamkową do karabinka AR-15 – wyprodukowaną bez jakiejkolwiek kontroli i bez numeru seryjnego… Cena frezarki? 1500 dolarów. Dlaczego to takie niebezpieczne? Komora jest najważniejsza, resztę części potrzebnych do złożenia niezarejestrowanej broni można w USA bez przeszkód kupić w sklepach. W ten sposób zyskujesz niewykrywalną broń! I teraz najlepsze – firma Defense Distributed sprzedała ponad tysiąc takich frezarek. Akurat tyle, żeby Cody Wilson zasłużył na miano jednego z najgroźniejszych ludzi 
w internecie.

iStock-458112159.jpg
Banksy
Najsłynniejszy anonim wśród artystów. Jego dzieła sztuki zna cały świat, ale nikt (poza rodziną 
i agentem) nie wie, jak wygląda ich autor. Banksy’emu zawdzięczasz podniesienie graffiti do rangi sztuki, za którą płaci się miliony. Zarazem jednak to człowiek, który uparł się, by jego prawdziwa tożsamość pozostała tajemnicą. Nie chodzi o to, że facet zakrywa twarz kominiarką 
albo nosi ciemne okulary – jego twarz pozostaje całkowicie nieznana i mimo że w świecie sztuki obraca się od ponad dwudziestu lat, i mimo że tworzy graffiti w miejscach publicznych, nikt nie wie jak wygląda, ani nawet czy to kobieta czy mężczyzna. Jedyne, co udało się ustalić na temat tożsamości artysty to, że jest Anglikiem/Angielką i prawdopodobnie wychował się w Bristolu. Reszta to domysły. Gdyby chciał, jego grafiki osiągałyby zawrotne ceny. Zamiast tego Banksy potrafi wystawić w Nowym Jorku niepozorny kram ze swoimi grafikami po 60 dolarów za sztukę – nie mówiąc rzecz jasna nikomu, że to jego dzieła. Czasami robi coś dla pieniędzy i generalnie nie żyje w nędzy, ale cały czas pozostaje miejskim partyzantem skrywającym twarz i tożsamość. I wciąż maluje graffiti na ulicach, potrafi też np. niepostrzeżenie powiesić własne dzieła sztuki w nowojorskim MoMA czyli słynnym The Metropolitan Museum of Art...


Artykuł ukazał się w magazynie CKM nr 10/2015

Dodał(a): Andrzej Chojnowski/ fot. istockphoto.com Niedziela 16.12.2018