Ruchome piaski

Marzyłem o testowaniu myśliwców, kierowaniu TGV i prowadzeniu dragsterów. I co? Trafił mi się słaby "Chińczyk". Czy na pewno słaby?

quad

Kilkanaście koni mechanicznych? Czy to jakiś kiepski żart? Dlaczego miałbym przez trzy dni testować coś, co ma moc mniejszą niż silniczek, który napędza wycieraczki w mym samochodzie?! Czy ktoś może sobie wyobrazić Roberta Kubicę ścigającego się wózkami golfowymi? No właśnie. A ja znalazłem się w podobnej sytuacji. Pomstując na los, który znów rzuca mnie na mazowieckie piaski zamiast na Pętlę Północną Nürburgringu, udałem się wraz z redakcyjnym wesołkiem Piotrem M. w kierunku Józefowa pod Warszawą, gdzie zamierzaliśmy zniszczyć dwa autka marki Zumico Ors. Nim dojechaliśmy na miejsce, cały świat dzięki wpisom Piotra M. na Facebooku wiedział już o naszych zamiarach.

PÓŁŚRODKI
Zumico Ors to zaginione ogniwo ewolucji pomiędzy quadem a buggy. Ma rozmiary zbliżone do quada (2330 mm długości), podobne silniki i układ przeniesienia napędu. Jest jednak zarejestrowany jako samochód, ma kubełkowe fotele, punktowe pasy, stalową klatkę bezpieczeństwa i okrągłą kierownicę. Od razu jednak wyjaśnijmy sobie – ten pojazd nie jest przeznaczony do ekstremalnej jazdy w terenie. Brak napędu 4x4 oraz reduktora sprawia, że należy go traktować wyłącznie jako maszynę rekreacyjną. Lekki przód niemal gwarantuje, że jeżeli zechcesz wjechać na strome wzgórze, zaliczysz wywrotkę. Nasze egzemplarze nie są nawet obute w prawdziwe opony terenowe. Już pierwsze testowe kilometry pokazują, gdzie jest miejsce Orsa – to maluch stworzony do szaleństw po wyboistych szutrach, niezbyt głębokim piachu i śliskich łąkach. Można nim też bez większych problemów jeździć po asfalcie. Uprzedzamy jednak lojalnie – autko wytwarza hałas większy niż startujący Boeing, ma boleśnie twarde zawieszenie i nie chroni przed strugami powietrza, które przy większych prędkościach odrywają głowę od korpusu.

POCHWAŁA SKROMNOŚCI
Prostota, prostota i jeszcze raz prostota– oto przepis na sukces zdaniem chińskich inżynierów z koncernu Xxintian, którzy stworzyli Orsa. Obsługujesz zaledwie dwie wajchy: pierwsza to drążek automatycznej skrzyni biegów (dwa położenia – przód/tył), druga – hamulec ręczny. Na okrasę kilka podstawowych wskaźników i... tyle. By wyrobić sobie własny niezmącony uprzedzeniami i stereotypami pogląd na temat tej konstrukcji, postanowiłem ją... zakatować. Zagrałem naprawdę ostro, lecz ku mej konsternacji nic się nie złamało,nie zgięło, nie odpadło. Maluch parł w podskokach do przodu po wielkich wertepach i nie chciał się przewrócić. Jazda w błocie niemal całkowicie zakrywającym koła? Nie ma problemu. Jasne, trzeba pamiętać, by zachować zimne nerwy i odpowiednią prędkość. Zwolnisz za mocno i utkniesz w mazi na amen, poniewczasie zdając sobie sprawę, że Zumico nie ma napędu na wszystkie koła. Jednak po pewnym czasie nawet ta cecha przestaje mi przeszkadzać, bo dzięki temu konstrukcja jest lekka oraz nieskomplikowana, a moc przekazywana sztywno na tylną oś daje możliwość furiackiego driftowania w chmurze piachu lub błocka.

ŻER DLA SKNER
Podstawowa wersja Orsa posiada chłodzony powietrzem silnik o pojemności 125 cm3 i mocy 12,4 KM. Moment obrotowy wynosi 8,5 Nm. Marnie? Tylko pozornie, bo to, co na papierze wygląda żałośnie, w praktyce wystarcza, by zrobić frajdę największemu malkontentowi. Autko waży niecałe 250 kg (tyle co średni motocykl) i rozpędza się do 60 km/h. Królem autostrad zapewne nie zostanę, ale jadąc z taką prędkością przez gęsty las, mam przedsmak rosyjskiej ruletki. Mało wrażeń? Można zamówić Orsa z chłodzonym cieczą silnikiem 250 cm3– ma 16,3 KM i 17,6 Nm, rozpędza się do przyzwoitych 80 km/h. Powiem szczerze: zdecydowanie warto dopłacić za ‚‚dwieściepięćdziesiątkę’’. Ile? Salonowe ceny zaczynają się od 7999 zł, mocniejsza wersja to 11 999 zł. To nie pomyłka– te dzikusy kosztują tyle, ile skórzana tapicerka w zwykłym aucie!

DUCH RYWALIZACJI

Piotr M., w chwili wolnej od relacjonowania swego  życia na Facebooku, co zdarza mu się niesłychanie rzadko, podnieca się niezdrowo na widok Orsa. Wbija się w rezerwowy kombinezon i porywa drugi egzemplarz auta. ‚‚Kto ostatni na końcu wydmy, ten głupek’’ – wrzeszczy, jakby miał ADHD, i ciśnie gaz. Nieprzytomny wzrok Piotra M. po kilku minutach wyścigów świadczy, że po Facebooku będzie to jego druga ulubiona zabawka. Panowie Chińczycy – dziękuję w imieniu swoim i kolegi!


Dodał(a): ckm Piątek 23.09.2011