Zabij lub giń

Zanim zechcesz nauczyć się chronić innych, najpierw musisz spróbować ochronić siebie. Lubisz ból?! Pytam, czy, kurwa, lubisz ból?! – wydziera mi się prosto w twarz, z odległości paru centymetrów, sobowtór Mariusza Pudzianowskiego. Mówi to tak po prostu, zamiast zwyczajowego dzień dobry.

Zabij lub giń

Ten sympatyczny człowiek nosi pieszczotliwy pseudonim Niedźwiadek i jest trenerem BAS–u, najbrutalniejszego systemu walki, jaki zna ludzkość. Chwilę później mam okazję przekonać się, że w jego pytaniu było wiele prawdy. Bolesnej prawdy!

CZARNA DZIURA
Niedźwiadka spotykam w bazie szkoleniowej European Security Academy, jak sama nazwa wskazuje – akademii szkolącej ochroniarzy. Ośrodek, ulokowany w podpoznańskich Włościejewkach, jest zakamuflowany tak, że trudno tutaj trafić nawet za pomocą najlepszej nawigacji satelitarnej. Gdy już wreszcie docieram na miejsce, staję jak wryty. To imponujące 150 hektarów przygotowanych specjalnie dla perfekcyjnego szkolenia maszyn do zabijania – tor przeszkód podobny do tych, na jakich trenują marines, centra wykładowe, ośrodek nurkowy, zbrojownia i strzelnice (w tym tzw. Kill house). A wszystko po to, żeby dać możliwie duży wycisk każdemu, kto chce zostać jednym z najlepszych bodyguardów na kuli ziemskiej.

SZKOŁA ELIT
- Na nasze szkolenia możesz zapisać się ot tak. Trafia tu wyłącznie elita ochroniarskiej elity, ludzie z  polecenia. To nie szkółka dla nowicjuszy, lecz ośrodek doszkalania się doświadczonych sukinsynów – tłumaczy Żmija, szef szkolenia. Skąd bierze się taka elita? Tacy ludzie rekrutują się z wojskowych jednostek specjalnych, policyjnych oddziałów an-tyterrorystycznych, często to oficerowie kontrwywiadu, GROM–owcy, najemnicy od lat pracujący w Afryce i, podobno najcenniejsi, żołnierze Legii Cudzoziemskiej. Jeśli jesteś ochroniarzem w osiedlowym supermarkecie, nie masz szans się tu dostać. Dodatkowo przerazi cię koszt – jeden kurs w centrum ESA to wydatek rzędu ponad 6 tys. zł. Ale za tę kwotę masz gwarancję, że dostaniesz naprawdę solidnie po tyłku, pod okiem speców polskich oraz zagranicznych. Szkolenia we Włościejewkach prowadzą między innymi agenci amerykańskiego Secret Service odpowiadający za ochronę prezydenta USA czy ludzie z Szin Bet, izraelskiej służby specjalnej.

Sonda

Twój stosunek do sztuk walki:


WSCHODNI TROP
– Dawaj, paznakomimsja – proponuje mi dwójka sympatycznych Ukraińców, z którymi trafiam do grupy szkoleniowej. Kilka lat temu przeszli z ukraińskich jednostek spadochronowych na nową cywilną posadę – są w pięcioosobowym zespole ochrony pewnego rosyjskiego oligarchy. Oprócz nich poznaję jeszcze bodyguardów z Rosji, Szwecji, Szwajcarii i Brazylii. Szkolących się tu Polaków jest niewielu, zwykle stanowią zaledwie jedną trzecią kursantów. Na koleżeńskie rozmowy nie ma wiele czasu. Zaczyna się szkolenie: wyczerpujące ćwiczenia, na początek techniki wyprowadzania VIP–a spod ostrzału. Po kilku godzinach jestem cholernie zmęczony. Kiedy trenowałem zapasy, nie było aż tak źle...

BÓL NA ŻYWO
Szybko okazało się, że może być zdecydowanie gorzej. – Kciuk w oko! Trzeba trafić precyzyjnie z sam nerw oczny. Głęboko! Rozumiecie? Naprawdę głęboko! – słyszę na wstępie treningu zabijania gołymi rękami, na który zgłosiłem się na ochotnika jako sparingpartner Niedźwiadka. Co za błąd! Po chwili boli mnie dosłownie każda część ciała. Instruktor rzuca mną, dusi, wykręca mi kończyny, próbuje wyjąć gałkę oczną i zmiażdżyć krtań, okłada całe ciało gołymi rękami. Na nic zdają się moje doświadczenia zapaśnicze. Gdy wydaje mi się, że to koniec tortur, zaczynają się ćwiczenia w parach. Moim przeciwnikiem jest Roman, jeden z Ukraińców. Chłopakowi dobrze patrzy z oczu, ale gdy zaczyna się walka, wrażenie natychmiast pryska. Jest wielokrotnym mistrzem Ukrainy w sambo bojowym i zna zasady rządzące na treningach BAS–u: należy zachować maksymalny realizm. Teoria mówi bowiem, że dopiero gdy poczujesz prawdziwy ból, a twoja psychika siada, wiesz, jak zachowasz się w sytuacji prawdziwego zagrożenia, czy to jako kat, czy ofiara. Roman teorię sprawdza w praktyce. Wali mnie naprawdę mocno. W każdą część ciała. Chce wyrządzić mi możliwie dużą krzywdę, jakby zapomniał, że jestem reporterem CKM. Rany, jak to boli... Miałem doświadczenia z legendarną krav magą. Teraz jednak wiem, że przy BAS–ie jest ona niewinną zabawą.

BEZ PARDONU
Po kilkudziesięciu minutach adrenalina niemal tryska mi z uszu. Mimo jej przeciwbólowego działania „pękam”, gdy Roman zakłada mi dźwignię skrętną na stopę. Czuję, jak trzeszczą mi ścięgna i stawy – odklepuję. I... nic, Roman wciąż skręca mi nogę niczym dobrze zaprogramowany cyborg. Wykrzywiając się z bólu, odklepuję ponownie. I... znów nic. W BAS–ie nie możesz przerwać walki ot tak. O tym decyduje wyłącznie instruktor. Chcę złożyć zażalenie, bo przecież BAS nie uwzględnia dźwigni! Ale nic z tego – zasady zasadami, ale w walce można robić absolutnie wszystko – słyszę. Marne pocieszenie. Po treningu, obity jak po zderzeniu z ciężarówką, szukam dobrych stron tego dnia. Cieszę się, że nie było zajęć z zabijania przeciwnika za pomocą saperki. Z odciętą głową mógłbym mieć problemy podczas zajęć z udzielania pierwszej pomocy i kucia teorii z zakresu prawa, protokołu dyplomatycznego i etykiety.
Zabij lub giń
SZKOŁA ŻYCIA
– Zaspałeś? Jak to, kurwa, zaspałeś? To odeśpisz sobie, podciągając się na drążku! – świtem kolejnego dnia trener jest nieczuły na fakt, że jestem chodzącym krwiakiem i mam prawo nie zdążyć na ćwiczenia o siódmej rano. Mamo! Przecież o tej porze zazwyczaj dopiero kładę się spać po imprezie! Karny wycisk na placu ćwiczeń ma być rozgrzewką przed dniem pełnym emocji. Dodajmy, że długim dniem: tu treningi trwają od 7 do 19. Znów staram się myśleć optymistycznie – dobrze, że nie kazali mi zasuwać po torze przeszkód w ciężkiej kamizelce kuloodpornej. – Musimy dawać wycisk, bo takie przygotowanie może kiedyś uratować życie w tej niebezpiecznej pracy. Nasi ludzie zajmują się ochroną osobistą od Europy, po obie Ameryki, Bliski Wschód i Azję. Odpowiadają za bezpieczeństwo afrykańskich prezydentów oraz zwalczają piractwo w krajach Trzeciego Świata – tłumaczy Bartek, syn Andrzeja Bryla, założyciela akademii ESA. Myślicie, że miał od ojca jakąś taryfę ulgową? Nic z tego. W wieku kilkunastu lat, gdy jego rówieśnicy zaliczali imprezowe wakacje nad Bałtykiem, on spędzał czas na dwumiesięcznych szkoleniach pod okiem izraelskich antyterrorystów, zdobywając doświadczenie bojowe w strefie Gazy.

KALIBER 9
– Głowa! Celuj temu skurwysynowi prosto w łeb! Masz strzelać tak, żeby zabić, nie obezwładnić! – po wcześniejszych doświadczeniach zajęcia na strzelnicy taktycznej, pod okiem Żmii, są wspaniałym relaksem. Zapach prochu strzelniczego z pistoletów Glock i Heckler & Koch koi moje zmysły tak samo jak wizja długiego zwolnienia lekarskiego, które zapewne dostanę po powrocie, gdy doktor zobaczy wszystkie moje urazy.

CZYM JEST BAS
Ten system walki został opracowany pod koniec lat 70. ub. wieku przez Andrzeja Bryla. Jest to zbiór wyłącznie tego, co we wschodnich sztukach walki najskuteczniejsze i najbrutalniejsze. Opiera się jedynie na technikach, które mają powodować trwałe okaleczenie bądź śmierć przeciwnika za pomocą gołych rąk lub broni (m.in. saperki czy bagnetu). Na polu walki stosuje się BAS–1, czyli najbrutalniejszą wersję, tzw. „wojenną’’. BAS–2 to opcja przeznaczona dla jednostek antyterrorystycznych, natomiast BAS–3 opracowany jest specjalnie pod kątem potrzeb agentów ochrony.

AUTOR MĘCZENNIK
Redaktor Jośko tworzenie tego reportażu przypłacił kilkunastoma siniakami i krwiakami (włączając ślad podeszwy wojskowego buta odciśnięty na skroni), lekko odbitym płucem, uszkodzeniem żeber, szyi, przyczepów mięśniowych klatki piersiowej i stawu kolanowego. Najbliższe materiały planuje pisać zza biurka.


Dodał(a): Michał Jośko Środa 23.03.2011