Tak wyglądają dłonie wioślarza po 1000 km wiosłowania

Spójrzcie na swoje dłonie. A teraz na dłonie wioślarza, który właśnie przepłynął 1000 km na wodach Oceanu Arktycznego. I teraz znajdźcie dziesięć różnic.

Nieustanna wilgoć, przejmujące do szpiku kości zimno i ciągłe wiosłowanie – tak mniej więcej wyglądała codzienność brytyjskiego wioślarza Aleksa Gregory’ego, który wraz z kilkoma innymi zapaleńcami/szaleńcami (niepotrzebne skreślić) wypłynął w półtoramiesięczny morderczy rejs niewielką łódką po Oceanie Arktycznym.

Wioślarze wyruszyli z wybrzeża Norwegii i kierowali się na północ, w stronę archipelagu Svalbard (o tym, jak nasz dziennikarz odwiedził ten archipelag, możecie przeczytać tutaj), nieustannie walcząc z lodowatymi wodami – najpierw Morza Norweskiego, a później wspomnianego Oceanu Arktycznego.

W sumie, zanim ich sprzęt elektryczny i nawigacja nie odmówiły posłuszeństwa, ci goście przepłynęli ok. 1000 km, w międzyczasie bijąc 11 z 12 rekordów świata, które wyznaczyli sobie, jako cele do osiągnięcia w trakcie rejsu. Były one związane z pokonaniem konkretnego dystansu w tej konkretnej lokalizacji, bez konieczności wzywania pomocy.

O tym, jak była to ekstremalnie trudna i hardcore’owa wyprawa, niech świadczy natomiast zdjęcie dłoni, które Alex Gregory zamieścił na swoim Twitterze po powrocie do domu. Opuchnięte palce, popękana i pomarszczona od zimna i wilgoci skóra, pełno pęcherzy i odcisków od nieustannego wiosłowania. Zdecydowanie nie wygląda to jak nic przyjemnego.

Całe szczęście, że skóra ma niesamowite zdolności regeneracyjne, bo po dwóch tygodniach dłonie wioślarza wróciły już w zasadzie do normy. Teraz nareszcie można przybić mu piątkę - w końcu zasłużył na gratulacje.






Dodał(a): Jakub Rusak/ fot. twitter.com/AlexGregoryGB Poniedziałek 04.09.2017