Mokry i wściekły

Poduszkowce zawsze kojarzyły nam się z ciężarnymi słonicami. Po redakcyjnych testach musimy to odszczekać pod stołem.
Gdybym musiał wskazać trzy najgenialniejsze  wynalazki w historii ludzkości, jednym tchem wymieniłbym Alfę Romeo 166 V6, szturmowiec A–10 i zegarek Tag Heuer Aquaracer. Poduszkowce – przerażające skrzyżowanie falbanek z odkurzaczem – nigdy nie mieściły się na mojej liście nawet w pierwszej setce. Wyżej lądowały zawsze foremki do wypieku muffinek i samolotowe torebki chorobowe. Aż pewnego dnia trafiłem na poligon testowy dla poduszkowców. Towarzyszył mi mój kumpel Piotr M., jedyny człowiek na świecie, który potrafi wykazać wyższość twórczości zespołu Foo Fighters nad twórczością Bedřicha Smetany, a gdy wsiada do swojej Hondy Civic 1.4 i trzaska drzwiami, to najbliższa dywizja pancerna przechodzi w stan alarmu bojowego. Taki jest to człowiek!

RÓWNOŚĆ I BRATERSTWO
Kilkadziesiąt kilometrów pod Warszawą dostajemy zatem do całodziennej dyspozycji dwudziestohektarowy obiekt,  gdzie normalnie trenuje polska kadra narodowa w rajdach poduszkowców. Pod okiem ludzi z firmy Eurohover oraz Jakuba Furmańskiego, reprezentanta naszego kraju w mistrzostwach świata w tej dyscyplinie, testujemy tu pojazdy, które na pierwszy rzut oka przypominają łóżka wodne z wiatraczkami. Czeka na nas  żółty pojazd rekreacyjny i wyczynowy rajdowy pocisk w kolorze czerwonym i czarnym. – W tym sporcie zaczyna się od „poduszkowcowego przedszkola”, czyli klasy Novice. Na końcu jest klasa F1, czyli maszyny o wadze ledwie 160 kg, dysponujące mocą 200 KM. Osiągają prędkości rzędu 160 km/h, a do pierwszej setki rozpędzają się w nieco ponad 4 s – objaśnia Michał Zasępa z firmy Eurohover, a ja słucham tego z pewnym niedowierzaniem. Łóżko wodne pędzące 160 km/h? To niepoważne! Wiadomo, pewną dumą napawa mnie informacja, że nasi chłopcy należą do ścisłej światowej czołówki w kategorii F50. Rajdowy sprzęt tej klasy potrafi zadowolić nawet starych wyjadaczy. Taki poduszkowiec jest radykalnie odchudzony i waży trochę ponad 100 kg. W przeciwieństwie do modeli rekreacyjnych na próżno szukać w nim luksusów takich jak elektryczny starter czy wyściółka siedziska. Ot, węglowo–kevlarowy kadłub (jak bolidy F1) oraz wysokoobrotowy 80–konny silnik Rotax o pojemności 503 cm³, który spala kilkadziesiąt litrów  paliwa na godzinę i wytwarza poduszkę powietrzną pod maszyną oraz napędza śmigło wirujące za plecami.  – Klasa F50 jest najpopularniejsza na międzynarodowych zawodach. Wszystkie pojazdy muszą dysponować takimi samymi silnikami, a możliwość przeróbek jest mocno ograniczona. Dzięki temu właśnie te zawody są najbardziej emocjonujące i wymagające – tu najwięcej zależy od umiejętności pilota, a nie od zdolności tuningowych inżynierów – podkreśla Jakub Furmański.


WYGINAJ ŚMIAŁO CIAŁO
Czas ujeździć to  łóżeczko. Najpierw odrobina treningu – aby odpalić silnik, przynajmniej przez kilkadziesiąt sekund walczysz z linką podpiętą do ręcznego rozrusznika. Gdy motor odpali, trzeba uspokoić błędnik, który wręcz głupieje z powodu hałasu. Przy działającym poduszkowcu nawet startujący samolot odrzutowy brzmi niczym szemrzący górski strumyk. Teraz, po dobrym rozgrzaniu silnika, możesz już mocno przekręcić manetkę gazu. Poduszkowiec podniesie się, a w kolejnej sekundzie wyrwie do przodu. – Balans, balans i jeszcze raz balans! – instruuje Jakub. O co chodzi? Kierownica poduszkowca obsługuje strumień powietrza wylatującego spomiędzy łopat śmigła, ale to nie wszystko. Ba, to wręcz... jest mało ważne! Tu kierownica stanowi zaledwie dodatek. Żeby skręcić przy większych prędkościach, niezbędne jest wręcz perfekcyjne skoordynowanie skrętów maszyny z szybką pracą ciała pilota. Prowadzisz, siedząc w kucki albo klęcząc. Przed skrętem wychylasz się szybko i zdecydowanie na burtę w kierunku zakrętu. Nie możesz również zapomnieć o balansie przód/tył. Podwozie pojazdu powinno w każdym momencie lotu znajdować się możliwie równolegle do podłoża, wtedy poduszka powietrzna działa skuteczniej. Jeżeli przechylisz się za mocno do przodu, poduszkowiec może zaryć dziobem i wtedy wylądujesz nawet kilkadziesiąt metrów przed nim. Z balansem w tył również lepiej uważać – za twymi plecami ryczy nieosłonięty niczym silnik oraz rozgrzany układ wydechowy. Jeśli przed tobą pędzi inny poduszkowiec, bądź czujny jak żołnierz na warcie – pęd powietrza jego wirnika może spowodować,  że twój pojazd stanie dęba i przewróci się do tyłu, przygniatając cię całą swoją masą.

WODNE ZABAWY
– Przewidywanie, przewidywanie i jeszcze raz przewidywanie – oto kolejna mądra rada profesjonalistów. Poduszkowiec ma jednak bardzo długą drogę hamowania, a do tego porusza się w permanentnym  ślizgu. Rozpędzony  staje się narowisty, a promień skrętu ma ogromny. Każdy skręt należy planować z naprawdę wielkim wyprzedzeniem i wykazywać się dalekowzrocznością sokoła. Wykonujesz silny ruch kierownicą i przechylasz ciało. Chwilę później suniesz z pełną prędkością bokiem, a następnie... tyłem. Gdy w końcu stwierdzisz, że jesteś już obrócony dziobem we właściwym kierunku, musisz powstrzymać strach i chęć hamowania – bo to jest właśnie moment na... maksymalne odkręcenie przepustnicy. Dzięki temu znacznie  ścieśnisz zakręt. Jeżeli natomiast przyhamujesz i źle wykonasz balans, poduszkowiec zaryje w podłoże i skończysz z nim... na głowie. Po kilku godzinach szaleństw na trawiastym podłożu czas na najtrudniejszą rzecz: latanie nad wodą. Obserwując popisy Kuby, nie mogę zrozumieć, dlaczego jazda poduszkowcem ma być aż tak niebezpieczna. Gdy cudem udaje mi się wynegocjować samodzielny lot nad jeziorem, pojmuję, o co chodzi. Tutaj poduszkowiec jest znacznie szybszy niż nad trawą, a prędkość 70 km/h na wodzie robi naprawdę porażające wrażenie. Do tego sprzęt jest bardzo czuły na najmniejsze nawet fale. Dlatego osoby o słabszych nerwach zdecydowanie winny pomyśleć o założeniu pieluchy. Zwłaszcza że po paru minutach latania, mimo założenia teoretycznie wodoszczelnego kombinezonu – jesteś mokry od stóp do głów, a do tego wściekły, że zabawa już się kończy! Po kilku godzinach już wiesz, że to nie jest łóżko wodne z wiatraczkiem, tylko  szalona maszyna, dla której nie istnieją granice – nie zatrzyma jej żadne podłoże, czy to będzie ląd, lód, czy też woda.

Historia
Historia poduszkowców zaczyna się od sir Marka Daniela Webbera, brytyjskiego inżyniera, który w latach 70. XIX w. prowadził badania nad pojazdami unoszącymi się na poduszce powietrznej. Jego wizję podjął Dagobert Müller von Thomamühl, austro–węgierski spec od walki na morzu. W roku 1915 opracował prototypowy poduszkowiec bojowy. Dalszy postęp to zasługa sowieckich badaczy, Konstantina Ciołkowskiego oraz Władimira Lewkowa, którzy w latach 30. ub. wieku testowali pojazdy tego typu. Nowa era poduszkowców zaczęła się, gdy w 1959 r. brytyjski inżynier sir Christopher Cockerell zaprezentował pojazd SR.N1. Opłynął nim kanał La Manche, unosząc się 20 cm nad wodą. Zaledwie dwa lata później Brytyjczycy rozpoczęli produkcję poduszkowców pasażerskich i wojskowych.


Dodał(a): Michał Jośko Piątek 09.03.2012